Java shake

Stacjonując w Ubud zrobiliśmy sobie jeszcze kilka wycieczek po okolicy, odwiedzając kolejne świątynie. Gunung Kawi, Tirta Empul, Goa Gajah. A potem zaczęło dość konretnie lać. Po 3 dniach deszczu wszystkie nasze rzeczy, jak również pokój, nabrały specyficznego zawilgotniałego smrodku i nic raczej nie schło.

Tak na marginesie – już po 2 tygodniach wydaje mi się, że wzięłam kilka rzeczy za dużo (z 5 zabranych koszulek 2 są nietknięte, podobnie szorty, czy bielizna. Trzeba było słuchać, jak mówili mądrzy bierz trzy. Ale jak ktoś chciał być damą to będzie miał teraz garbate plecy).

Narzuciliśmy sobie tempo zwiedzaczy wakacyjnych (upchnąć dużo atrakcji jednego dnia) i trochę zajęło nam uświadomienie sobie, że przecież nie musimy się spieszyć, w ogóle nic nie musimy. Odpuściliśmy (czego moja zachłanna strona troszkę żałuje) wizytowanie międzynarodowej eko szkoły i wynieśliśmy się na maleńką wysepkę Nusa Lembongan na południe od Bali z zamiarem byczenia się na plaży, ewentualnie przetestowaniem skuterów w warunkach wiejskich (mniejsze natężenie ruchu). No i  skończyłam brać antybiotyk, a centra nurkowe jedno za drugim…

Druga notka na marginesie jest taka, że gdzieś po drodze przypałętał mi się pierwszy kryzysik (szybko?). Przebywanie na nieznanym sobie terenie – sam sobie wszystko organizujesz i sporo czasu zajmuje rozczajenie, co, gdzie, jak dojechać, ile potrzebuję kasy, ile tu zostajemy, co dalej, ile potrzebujemy lokalnych pawianów, czy będzie bankomat w okolicy, zabezpieczyć prowiant, czy ten dziad chciał Cię zrobić w wała, a czy wulkan, itd, itp. Ponadto 24h/dobę z chłopakami, którzy się potrafią kłócić absolutnie o wszystko, jednemu nie smakuje, drugi jest głodny,  kiedy dojedziemy, brzuch mnie boli, jestem zmęczony, mieliśmy iść na spacer, bo ja myślałem, że będziemy w namiocie, mamo on mnie wkurza, czy możesz mu powiedzieć, znowu mi przerwałeś, pynieczku… i masz ochotę wyjść po papierosy w bliżej nieokreślonym kierunku, byle dalej i żeby nikt do Ciebie nie mówił (na marginesie marginesu w Indonezji mają goździkowe papierosy ze słodkim filtrem, które skwierczą). Zadajesz sobie w myślach pytania w stylu co zrobiłam źle, jakim jestem rodzicem, co zostawiłam za sobą, o rodzinę, o przyjaciół, o ludzi z byłej pracy (tak tak, wychodzenie z korpo zajmuje dużo czasu, a jeśli masz dużo dobrych ludzi, to pewnie jeszcze więcej). Co my tu w ogóle robimy i po co, przecież pisali, że niebezpiecznie, że terroryści, pająki, no i ten wulkan…  Brodząc w świętej wodzie celem zdobycia błogosławieństwa druty mi się chyba przegrzały i rozmazałam się troszeczkę, na Nusę jechałam z kamieniami w żołądku i tsunami w głowie.

No a potem były manty, moje wielkie marzenie. Mieliśmy z Tytusem sporo szczęścia – byla dobra widoczność i mant było kilka i bardzo blisko. Spotkanie z tak majestatycznym stworzeniem zapiera dech i trudno znaleźć słowa, żeby o tym opowiedzieć.

No i przetestowałam mój pożegnalny prezent!

Po mantach wszystko mi przeszło, spędziliśmy na Nusie tydzień, robiąc nic ( z wyjątkiem chłopaków, oni czasami jeszcze się uczą). Bardzo nam to było potrzebne. 6 dnia czuliśmy, że zaczynamy się nudzić, więc wróciliśmy na Bali. Dwukrotnie dzisiaj zaczepiła nas policja – panowie mili, uśmiechnięci, pytali gdzie jedziemy, robili nam zdjęcia. Za drugim razem, na dworcu autobusowym, gdzie byliśmy jedynymi białymi, w dodatku z dziećmi, sensacja. Wokół nas jak ochroniarze ustawili się żołnierze z karabinami, zrobiło mi się nieswojo. Ale nadal miło, dziękuję, proszę, miłego dnia, ładne dzieci, zdjątko w tle.

Znaleźliśmy autobus jadący do Gilimanuk na zachodnim krańcu wyspy, by stamtąd wsiąść na prom płynący na Jawę. Autobus miał pękniętą przednią szybę i mocno poklejony tył. Jechał z otwartymi drzwiami i dzięki wszystkim bogom hinduskim za to, inaczej uwędzilibyśmy się w upale i dymie papierosowym. Po drodze wsiadali sprzedawcy wszelkiego dobra i nawet jeden śpiewak, który tak strasznie wył „Hey Jude” w wersji na ukulele i harmonijkę ustną, że zapewnił mi radość do końca podróży. Na promie uraczono nas jeszcze gorszym śpiewem (co oni mają z tymi rzewnym zawodzeniem?) i gęstym dymem lokalnych papierosów. Za to Jawa przywitała nas skromniejszym ruchem drogowym, wysokimi chodnikami i bardzo czystymi domami. Dla równowagi muezin nawołuje 5 razy dziennie. Z bardzo bliska.

W najbliższych dniach planujemy dostać się z dzieciakami na wulkany Ijen i Bromo oraz spotkać się z żółwiami w Sukamade,a potem pociągiem do Dżogdży.

 

Byłem na Bali i oto moja historia<< >>Sukamade, Ijen, Bromo, bez cukru

About the author : Maja