Z perspektywy Poldonu wygląda to pewnie tak, że jesteśmy na permanentnych wakacjach – wylegujemy się w słońcu, zanurzamy swe boskie ciała w ciepłym oceanie, kontemplujemy przyrodę, popijając drinka.  Mieszkamy w raju i pierdzimy tęczą o zapachu gumy balonowej.

Figa z makiem.

Jeśli jedziesz za granicę, żeby pracować, to niezależnie od okoliczności przyrody robisz te same  lub podobne rzeczy, jakie robiłbyś u siebie na dzielni. A słodkie dziateczki tak samo potrafią Cię zagotować, jak w Polsce. Po pierwszym zachłyśnięciu okolicznościami przyrody przychodzi normalne życie, plażę widzisz raz w tygodniu, w weekend. Jeśli postawisz ultimatum męskiej części rodziny, która już zdaje się plażę ma w poważaniu i wolałaby grać na kompie przez cały dzień.

Od poniedziałku do piątku, jeśli nie chcesz być garbatym flakiem od siedzenia przed komputerem, albo za kierownicą samochodu, wstajesz około szóstej rano, żeby wypluć trochę płuc na porannej przebieżce. W ogóle nie wierzę, że to mówię, ale stan agonalny, kiedy czuję że właśnie tu zaraz-teraz skonam, moje płuca przeszywa śmiercionośna strzaałaaaa…  powoli zamienia się w stan przyjemności, można nawet odważnie powiedzieć – euforii. Jeszcze, żeby stawanie o 5:30 było łatwiejsze. Małe zwycięstwa.

Od poniedziałku do piątku, robisz bachorom kanapki do szkoły, śniadanie, check lista – mundur czysty i wyprasowany, plecaki spakowane (gdzie Twoja czapka?), śniadanie (nie spakowałeś wody!), basen (gdzie masz czepek?), czapka na głowę, woda… jak już pójdą, możesz zająć się ogarnięciem pandemonium, które po sobie zostawili (odliczam dni, kiedy zacznie do nas przychodzić pani do sprzątania), pralka, zmywarka, łachy, podłogi… i po godzinie lub dwóch, możesz odpalić komputer i rozpocząć oddawanie się korporacji. Przerwa na kurs po dzieci, obiad, dalej oddajesz się korporacji i nagle puff, dzień pękł, jest 18-19, zaraz zachodzi słońce.

Pracowanie z domu wymaga codziennych rytułałów, prysznic, ubrać się (nie w kostium kąpielowy) i dużo higieny – oddzielania, kiedy kończy się praca, a zaczyna życie prywatne. Praca online z ludźmi wymaga więcej wysiłku, a ze względu na różnice czasowe – kombinowania. Bycie tylko awatarem bywa bardzo frustrujące.

Ale, żeby nie było, że smutno i nawiązując do poprzedniego wpisu, stanowczo stwierdzam, że poświęcenie 2 kolejnych sobót na umycie i oklejenie wszystkich okien, celem zamontowania moskitier jest niczym w porównaniu z tym, jak poprawia się komfort życia. Małe zwycięstwa 2!

Za to jak przyjdzie weekend i wymusisz wycieczkę w plener, może zdarzyć się taka oto sytuacja, która rekompensuje wszystkie poniedziałki i piąte trzydzieści.
Cześć!

5 sposobów, jak można za%&*#ać się z gorąca<< >>Goście goście, święta święta i po gościach

About the author : Maja