Bunaken

Drogi pamiętniczku!

Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że rzadko się odzywam. Dzieje się jednak tyle, że potrzebuję czasu, żeby to sobie uporządkować. Potem właściwie brakuje mi słów, żeby opisać  wrażenia, a potem dzieje się znowu i więcej, i ani się obejrzysz, a minęło 6 tygodni w podróży.

Po Tana Toraja postanowiliśmy eksplorować plaże i życie morskie Sulawesi. Wylądowaliśmy na północno-wschodnim krańcu wyspy, gdzie znajduje się kilka wysepek stanowiących Park Narodowy Bunaken. Zatrzymaliśmy się w Panorama Dive Resort na wyspie Bunaken – piękne miejsce, prowadzone od kilkunastu lat przez parę indonezyjsko-niemiecką. Piszę o tym miejscu, bo ma wspaniały kameralny klimat i jeśli kiedyś zbłądzicie w tamte okolice i zechcecie nurkować, to zdecydowanie tam. Różne opcje budżetowe, żarcie w pakiecie – dużo i dobre (po miesiącu jedzeniu smażonego ryżu na zmianę ze smażonym makaronem to właściwie gwiazda Michelin). Wyspa jest tak mała, że nie ma tu ruchu samochodowego, a główna droga przez wyspę  jest węższa niż chodnik  na Marszałkowskiej 😉

Największym problemem, z jakim boryka się Bunaken, o czym już pisałam na facebooku  to śmieci. Codziennie przypływ przynosił nam sterty wszystkiego. Tereny przy resortach codziennie są sprzątane, ale to syzyfowa praca, za chwilę wszystko wraca do „normy”. Czytałam, że Azja jest bardzo zaśmiecona  i trudno było mi uwierzyć, że aż tak. Zobaczyłam jak to wygląda na żywo i jest to najsmutniejsza i jednocześnie najbardziej trafiająca do serca lekcja ekologii.

Życie podwodne na Bunaken to jakiś obłęd. Wystarczy wyjść 100-200m przed dom, brodząc w płyciźnie pełnej rozgwiazd i jeżowców a potem bam! ściana raf koralowych i zatrzęsienie ryb, żółwi i wszelkiego życia, że nie wiadomo gdzie patrzeć. Przy pierwszym spotkaniu z żółwiami serce mi wali jak oszalałe i mam albo kluchę w gardle albo ochotę piszczeć jak dziecko, z każdym kolejnym żółwiem jest właściwie podobnie.

Czas mija na kolejnych nurach i snorklowaniu z przerwą na jedzenie i bujanie w hamaku. Szymon uczy divemasterów polskiego – brew, łokieć, siusiak (podstawy, wiadomo). To też ciekawy czas spotkań,  gdzie kto był, co i skąd go tu przywiało. Chodzimy spać i wstajemy wcześnie, tak właśnie mijają koronkowe gody.

Tana Toraja<< >>O targowaniu się w Indonezji

About the author : Maja