Ogień i lód. Park narodowy lodowców.

Wygląda na to, że Glacier będzie ostatnim parkiem narodowym w tej podróży. Powoli krystalizują nam się plany na resztę drogi. Resztę, bo znamy już datę powrotu do domu. Nie powiem, że datę końca podróży, bo ta podróż jest początkiem czegoś nowego. Ale tak, znowu wracamy do Polski. I nie, nie wiemy jeszcze co będziemy robić, ale coraz częściej o tym rozmawiamy.  Szymon przygotował kalendarz, skreśla dni i snuje wizje, jak zmieni swój pokój. Głodna panda opowiada o pasztecie, pierogach i ogórkach kiszonych. Amerykańska dieta i azjatycki ryż dały się we znaki.

W Glacierze czujemy, że nasyciliśmy się kempingową formułą i wszyscy marzymy o tym, żeby poleżeć w wannie i wyspać się w wygodnym łóżku dłużej niż jedną noc. Póki co jednak wykorzystujemy ostatnie dni napawając oczy wielkimi, pięknymi górami, między którymi ukryte są turkusowo-zielone jeziora i niezliczone wodospady. Lodowców było ponad 100, do dziś zostało około dwudziestu. Ocieplenie klimatu na wyciągnięcie ręki. Krystaliczne górskie powietrze? W świetle latarki migoczą drobinki nie wiem czego, jak plankton w oceanie. Pyły powstałe z pożarów powodują, że są dni, kiedy góry są ledwo widoczne. Zanieczyszczenie powietrza widoczne gołym okiem. Zwierzaków dużo, ciągle słyszę, że ktoś spotkał niedźwiedzice z młodymi. Nam już się nie udaje. Ani łosia. Świstaki, jelonki, no i górskie kozy, które są symbolem tego parku. Udaje się spektakularnie wytarzać się w śniegu w sierpniu i porzucać śnieżkami – tato, możemy tu dłużej zostać?!

Ostatniego wieczora siedzimy na polu namiotowym. W ciągu dnia widzieliśmy pożar powstały po uderzeniu pioruna po ubiegłonocnej burzy. Dziwna chmura ciągnie  w naszą stronę, a powietrze trochę drażni  gardło. Wtem zajeżdża samochód rangerów na sygnale i przez megafon ogłasza ewakuację. Pożar. Blisko. Metodycznie zbieramy nasze rzeczy, Szymek przejęty biega „co mam robić, w czym mogę pomóc?”. W ekspresowym tempie zwijamy nasze obozowisko i suniemy na zachód, do Whitefish. Dziwna, ponura chmura zasnuwa niebo. Mijamy jezioro McDonald i nagle naszym oczom ukazuje się drugi (z trzech) pożarów, o którym nie wiedzieliśmy. Od brzegu jeziora, po szczyt wzgórza pali się ogień, słup czerwonego dymu wali w niebo i jest to najstraszniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Nasz kemping był ewakuowany jako pierwszy, ale kiedy meldujemy się w motelu w Whitefish, docierają nas informację, że McDonald Lodge i sąsiedni kemping i prywatne zabudowania też są ewakuowane, droga zamknięta.

Wiemy już, że pożary spowodowane przez burze, są naturalnym elementem krajobrazu, potrzebnym przyrodzie. Ale potęga żywiołu jest przerażająca. A przy mocnych wiatrach może wymknąć się spod kontroli. Strażacy z Glacier, jak i z innych parków, w których się teraz pali – trzymamy za Was kciuki.


Yellowstone. W krainie gejzerów i gorących źródeł.<< >>Star Trek

About the author : Maja